Odwieczne pytanie „jak żyć?” dzisiaj zmieniłem na „jak robić dobre zdjęcia na wakacjach?”, gdyż mają ze sobą coś wspólnego. 🙂 No to jak robić dobre zdjęcia na wakacjach?
To łatwe – najlepiej robić je dobrze 🙂
A jak to jest dobrze?
Tak, żeby się fajnie oglądało, żeby były przyjemne w odbiorze, żeby cieszyły oko 🙂
A jak to uzyskać? Przeczytać książkę, iść na kurs, zapytać kolegi…?
Też można, ale do tego trzeba trochę samozaparcia. No… ja tak miałem. Chciałem po prostu robić lepsze zdjęcia, poza tym chciałem je robić świadomie, a nie po prostu pstrykać. Kiedy na nowo zainteresowałem się fotografią, były już proste kompakty cyfrowe. Zamiłowanie do technologii sprawiło, że natychmiast się nimi zainteresowałem, a wraz z tym zacząłem z przyjemnością zgłębiać wiedzę na temat robienia coraz lepszych zdjęć 🙂 Ale dzisiaj nie spotkaliśmy się tu po to, żeby poznać moją historię, tylko żeby porozmawiać o tym, co wpływa na to, że jedno zdjęcie jest lepsze od drugiego. Jak w ogóle odróżnić, że dane zdjęcie jest lepsze, czy gorsze oprócz ogólnego wrażenia, że tak jest? Czyli jak wiedzieć\umieć wskazać konkretne elementy na zdjęciu i ocenić ich jakość (np. kompozycja, dynamika, kolory, kontrast, szumy, czystość kadru i tak dalej…). Jakie błędy są najczęściej popełniane, z czym się one wiążą i co można zrobić, żeby ich uniknąć?
Powoli, powoli… 🙂 Ten tekst jest dla osób, które chcą robić zdjęcia trochę bardziej świadomie i nie pstrykać na oślep. Będzie dla tych, którzy mają fajne aparaty i dla tych, którzy fotografują smartfonami, w których aparaty też są całkiem fajne, ale czasem nie pozwalają na większą kreatywność.
Zdjęcia tu pokazywane to unikalne zdjęcia prywatne, ponieważ na przykładzie zdjęć z moich wakacji chcę pokazać Wam, jak fotografować CZAS WOLNY, nie tylko wakacje, czy ferie 🙂 Zatem odkrywam trochę prywatności, pokazuję nie tylko komercyjne foty, ale te nasze, jakie pozostają z wyjazdów w różne miejsca. Jest OK? 🙂
Starałem się dobrać jak najnowsze kadry – sprzed 2-3 lat, aczkolwiek jedna fota ma 7-letnią brodę, czyli ktoś tam przedstawiony jest o 7 lat młodszy niż teraz i nie jestem to ja 🙂 To tak na zachętę, żeby wytrwać do końca tekstu 😉
OK, ZACZYNAMY? 🙂
Zakładam, że jesteście świadomi, że obecnie coraz rzadziej zabieramy na wakacje „duży” aparat, a coraz częściej robimy zdjęcia smartfonami. Pomimo to jest całkiem sporo „ambitniejszych” osób, które robią zdjęcia lustrzankami (o tym za chwilę). Są jeszcze zyskujące popularność bezlusterkowce, ale największą zmianą, jaką widzę na przestrzeni ostatnich… powiedzmy 10 lat jest to, że zupełnie zniknęły tzw. aparaty kompaktowe i lustrzanki analogowe (na film). Na pewno domyślacie się powodów…?
Kompakty zniknęły na rzecz smartfonów, a analogi na rzecz cyfrówek. Taki lajf! 🙂
Fotografowanie analogiem miało swoją magię, ale według mnie, magię dla hobbystów i amatorów fotografii. Dla profesjonalistów pewnie też, ale dlatego, że cała ta grupa kiedyś była artystami, którzy doceniali tą magię. Teraz też są artyści, ale pojawili się rzemieślnicy lub co gorsza chałturnicy, którzy mają gdzieś magię , liczy się ilość, zysk 😐
Szkoda, gdyż fotografia…, to magia – kto nie wierzy, to niech wyciągnie palec spod budki, nie kolegujemy się już 🙂
A teraz trochę pojęć 🙂 Lustrzanka jest to zazwyczaj duży, czarny aparat z dużym obiektywem. Zasada działania: patrzy się przez wizjer na rzeczywisty obraz jaki jest przed nami. Obraz ten pojawia się w nim, ponieważ lustrzanka ma lustro, ustawione pod takim kątem, że łapie obraz wpadający przez obiektyw, odbija go do góry i kieruje do wizjera i oka fotografa. W momencie robienia zdjęcia lustro podnosi się (stąd charakterystyczny klik), otwiera się migawka (stąd charakterystyczny dźwięk), obraz wpada bezpośrednio na matrycę (kiedyś w analogach – kliszę) i mamy fotę 🙂
Matryca światłoczuła jest elektroniczną wersją negatywu, czyli kliszy fotograficznej, stosowanej kiedyś w aparatach analogowych. W skrócie – przetwarza wpadające światło na impulsy prądu, które są przetwarzane przez procesor aparatu (w analogach nie było) i zapisywane na kartę pamięci (w analogach nie było).
Bezlusterkowiec – działa jak smartfon, czyli obraz wpada przez obiektyw na matrycę światłoczułą, a to co chcemy sfotografować widać na wyświetlaczu. Jest to obraz przerobiony przez procesor aparatu. Obecne wyświetlacze są tak dobre, że obraz na nich widziany nie odbiega od obrazu widzianego na żywo (czyli takiego, jaki widać np. w lustrzance) w dobrych warunkach oświetleniowych, czyli wtedy, kiedy jest dość widno. Ale kiedy jest ciemno, to niestety jest raczej masakra. Kwestią czasu jest, kiedy ta bariera zostanie pokonana – najnowsze iPhone’y już to potrafią, chociaż na razie „jako tako”.
Kompakt – malutki aparacik (małpka), działający podobnie jak smartfon, tylko że z zoomem optycznym (ma wysuwany obiektyw, który potrafi przybliżać i oddalać). Jakość zdjęć jest niewiele lepsza od smartfona.
Istnieją jeszcze inne odmiany aparatów, ale ten artykuł nie jest encyklopedią i nie ma w zamierzeniu opisywać wszystkich typów aparatów 🙂
Dlaczego napisałem w cudzysłowie, że sporo jest „ambitniejszych” osób, które robią zdjęcia na wakacjach lustrzankami? Otóż na wakacjach przyglądam się dość uważnie, ale dyskretnie osobom z różnym sprzętem fotograficznym. Ciekawość zawodowa, albo jakiś automat, czasem robię to bezmyślnie 🙂 To trochę tak, kiedy w polu widzenia faceta pojawia się kobieta. Wzrok automatycznie kieruje się na nią. Efekty tego są różne, włącznie z ostrą reprymendą partnerki, jeżeli człowiek nie skontrolował automatu i siłą woli nie obrócił głowy w przeciwną stronę 😉 Hm… pewnie z kobietami jest podobnie, co? 🙂
Do meritum!
Zatem patrzam i co widzę, co? Super sprzęt za duże pieniądze, do tego często kiepski obiektyw i niestety kółko trybów ustawione w pozycji… zielonego prostokąta. Oznacza on „stupid mode”, czyli tryb pracy małpki (wszystko automatyczne). Niestety z aparatem nie jest tak, jak z pralką automatyczną, że świetnie sobie radzi właśnie automatycznie. Zrobienie dobrego zdjęcia jest skomplikowane i automat nie rodzi sobie z tym dobrze. Oczywiście istnieją sceny, kiedy automat poradzi sobie świetnie, ale dobre zdjęcie to „też” takie, które nie jest łatwe dla automatu. Sad but true.
Zatem jak żyć? Prosto – nie umiesz robić dobrych zdjęć, ale chcesz się nauczyć – kup sobie dość tanią lustrzankę\bezlusterkowca z nie najtańszym obiektywem i zacznij się uczyć trybów kreatywnych. Nie umiesz robić dobrych zdjęć i nie chcesz się nauczyć – nie kupuj tego sprzętu – smartfon jest wynalazkiem dla Ciebie 🙂 Jeśli robisz dobre zdjęcia, to nie czytaj tego posta, nie jest dla Ciebie – wiesz, co kupić, albo co już masz, jak się z tym obchodzić, jak się uczyć, usprawniać swoje umiejętności itd.
Oczywiście może być tak, że robisz świetne zdjęcia makro, np. pierścionków, ale kompletnie nie wiesz, jak sfotografować osobę pod słońce. To… czytaj dalej 🙂
Tutaj opiszę, jak robić trochę bardziej kreatywne zdjęcia, niż zwykłe pstryki smartfonem. Nie mówię tego złośliwie – też robię zdjęcia iPhonem i czasem nawet też są to pstryki. A czasem nie. Ostatnio stanąłem przed wyzwaniem – sfotografuj iPhonem grupę 40 rozweselonych osób na bardzo wesołej imprezie dość późno wieczorem w sali oświetlonej hm… no czymś (ogólnie ciemno). Jakie wyzwania stanęły przede mną, jak myślicie?
Powiem Wam – po pierwsze opanowanie całej grupy – oni musieli wyglądać całkiem dobrze, patrzeć się w obiektyw, a nie na siebie nawzajem, pod nogi, albo w sufit. Musieli w miarę składnie stać, nie zasłaniać się, nie chować, no… jak zdjęcie klasowe 🙂 Po trzecie musieli być uśmiechnięci i ciekawi tego, co się wydarzy – musiałem ich czymś zainteresować, zwrócić ich uwagę na siebie. Jeżeli byliście na takiej imprezie, to wiecie, że towarzystwo jest w pewnym momencie mocno zabawowe i ma gdzieś gościa z komóreczką, który coś tam do nich mówi, zwłaszcza że za plecami czai się już kilku „złodziei kadru”. Czyli takich, którzy czekają aż ktoś wypracuje czyste ujęcie, a oni z boczku strzelą sobie foteczkę.
I jeżeli nie jesteście… nie wiem… Robertem Lewandowskim, Małyszem, Dodą, czy Kaszpirowskim, albo terrorystą z karabinem maszynowym, który wejdzie i nic nie mówiąc ściągnie na siebie całą uwagę towarzystwa, musicie zrobić COŚ, co sprawi, że przez 3 sekundy grupa zrobi, to co chcecie. Czemu 3 sekundy? Trzeba zrobić kilka zdjęć i mieć czas na rzucenie telefonu koledze i również zapozowanie do zdjęcia, do którego kadr tak pieczołowicie wypracowaliście 🙂
Dobrze, jak sobie zatem poradziłem? Oczywiście idealnie! Postawiłem ludzi w miejscu, gdzie światło było najbardziej równomierne i świeciło na ich twarze najbardziej naturalnie, tło było w miarę równe, a tam gdzie nie było, zamaskowałem je ludźmi. Wypełniłem przestrzeń tak, żeby każdy był widoczny, nie było „dziur w murze ludzi”, zaaranżowałem jakąś zabawną sytuację, ustawiłem punkt kulminacyjny, opowiedziałem 1-zdaniową historyjkę, rozśmieszyłem ich i sprawiłem, że kochali mnie przez te DŁUUUUUUGIE 3 sekundy, kiedy zrobiłem im kilka zdjęć iPhonem. Oczywiście to wszystko była mega prowizorka, całość zajęła mi może niecałą minutę, ale… liczy się efekt! I zadowolenie jubilata (pozdrawiam!) 🙂
Zmierzam do tego, że telefonem fotografuje każdy. Te zdjęcia są wszystkie podobne – zazwyczaj:
- jest na nich kiepski balans bieli, czyli zdjęcia są „zaniebieszczone”, kolory są „dziwne”, brak jest ciepłych barw, chyba że w kadrze mamy piękną złota jesień – wtedy nawet najgłupszy smartfon poprawnie ustawi balans bieli :-),
- jest niedoświetlone albo prześwietlone, np. zdjęcia robione w zimie, z dużą ilością śniegu. Znacie to? „Hej, kochanie, czemu ten śnieg jest taki szary i brudny??”,
- jest krzywe – i wtedy woda w morzu wylewa się na prawo lub na lewo z kadru,
- jest źle skadrowane – ucięta jest głowa, ręka, córka, za dużo jest wolnej przestrzeni, albo palec wszedł w obiektyw,
- widać zaśmiecone tło – zwinięte w tle ubrania na łóżku, bałagan w pokoju, bałagan w planie…
- są na nim odbicia, smugi i jakieś dziwne plamki – efekt robienia zdjęć przez okno autokaru,
- jest nieostre (autofocus, czyli system ustawiania ostrości nie trafił w miejsce, które miało być ostre – np. pysk psa),
- i najgorsze – jest rozmazane (było zbyt ciemno, co powoduje w efekcie, że zdjęcia są rozmazane, bez wchodzenia w szczegóły).
Zwracając uwagę na ww. detale (plus może kilka innych) można swoimi zdjęciami wybić się poza peleton bylejakości. Jeżeli robisz zdjęcia czymś więcej niż smartfonem, to super, gdyż poniższe uwagi mają zastosowanie nie tylko do smartfonów, ale też do właścicieli sprzętu służącego głównie do fotografowania.
No dobrze, jesteście zatem na wakacjach, dajmy na to w Barcelonie (później będzie na Krecie ;-), taka promocja w tym miesiącu) i chcecie sobie tam porobić fajne zdjęcia, ok? Jak to zrobić?
Na pewno starając się uniknąć powyżej opisanych błędów! Czyli stoicie na końcu La Rambla i chcecie sfotografować się na tle portu z pomnikiem Kolumba w kadrze (piszę trochę z pamięci, gdyż ostatni raz w Barcelonie byłem z 10 lat temu – ale tak to chyba wygląda, co? La Rambla, pomnik Kolumba i port…) 🙂 O, takie zadanie 🙂
Jeśli chcecie się sfotografować sami, czyli selfie, to jest w sumie mało opcji do wyboru: trzeba jakoś z dołu umieścić telefon, znaleźć w kadrze siebie, trochę kolumny Kolumba i nieba. Można to zrobić lekko na ukos, będzie zabawniej. Istotne jest, żeby KOLUMNA NIE WYRASTAŁA WAM Z GŁOWY! 🙂 To największy błąd, który całkowicie druzgocze zdjęcie 🙂
Możecie dać komuś telefon, żeby Wam zrobił fotę, ale… Wasz wpływ na zrobienie fajnego zdjęcia wynosi równiutko zero (0). Możecie ewentualnie szukać kogoś z dużym aparatem i mądrą miną, licząc na to, że jeżeli ma taki aparat, to umie robić zdjęcia (albo nie umie – patrz punkt „ambitny fotograf z lustrzanką”). Czasem ciężko kogoś takiego znaleźć w pobliżu, a nie chce wam się tam stać pół godziny i czekać na właściwą osobę.
Kolejny sposób, to zrobienie sobie zdjęć nawzajem – żona z dziećmi, później zamiana – żona robi, ja z dziećmi, albo teściami 🙂 Wady? Zawsze kogoś nie ma na zdjęciu, prawda? No i teściowa może akurat totalnie skopać zdjęcie… 🙁
Zatem co? Statyw! O to, to… Na przykład lekki statyw, jakiego używam i o jakim pisałem tutaj. Robi robotę – ustawiacie wszystko patrząc w wizjer\wyświetlacz, następnie samowyzwalacz, dobiegacie do rodzinki i… rrrrryms, konstrukcja się wali – na nabrzeżu zawsze mocno wieje wiatr i zawalił wam tą konstrukcję. To jest najgorszy przypadek, ale oczywiście możliwy. Można taki statyw czymś dociążyć. Pod tzw. kolumną centralną statywu można zawiesić plecak, torebkę, najmniejsze dziecko – wyobraźnia nie zna granic, co? 🙂
OK, koniec żartów – poprawnie zrobione zdjęcie w tej sytuacji, wymaga według mnie następujących kroków:
- rozglądacie się, sprawdzacie gdzie i skąd jest najlepszy widok (a tam są dwa – od La Rambli na zatokę i od zatoki na La Ramblę, chociaż tak po prawdzie, to La Rambla oferuje lepsze widoki w „wyższej” części tej alei),
- kiedy już sobie popstrykacie na prawo i lewo i wiecie, skąd najfajniej sfotografować siebie i żonę, ustawiacie statyw, obciążacie go jeżeli trzeba i przykręcacie aparat lub smartfon (są specjalne i nawet tanie uchwyty do smartfona na statyw), zoomujecie, dobieracie kadr,
- jak wygląda kadr? może być różnie, ale w tej konkretnej sytuacji sprawdzi się kadr szeroki, gdzie będzie widać Was, pomnik Kolumba (nawet uda się cały) i zatokę. Kolumb nie może wyrastać wam z głowy, nic nie może wyrastać wam z głowy, nic nie może wyrastać wam z ramion – np. jakaś gałąź drzewa z boku, czy liść palmy z włosów, musicie zadbać, żeby w tle nie było bałaganu, koszy ze śmieciami itd.
- jeżeli zdjęcie jest robione w nocy, to statyw wam pomoże z drugim problemem – pozwoli na długim czasie zachować nieporuszony obraz (ale wy też nie możecie się wtedy ruszać np. przez 2 sekundy),
- oczywiście można poeksperymentować z różnymi ustawieniami perspektywy, np. z dołu (tzw. żabia), która robi fajne przerysowania, fotografując szeroko (obiektywy 24mm i mniej),
- co widzi aparat, czego nie widzicie wy? ….yyyy, zaraz, jak to? Przecież to samo! Otóż nie. Aparat widzi wszystko, wy nie! Wasz mózg interpretuje daną scenę tak, jak chcecie, żeby była widoczna. Jeżeli rozciąga się przed wami super widok, nie widzicie w rogu kosza na śmieci, u góry zwisających przewodów wysokiego napięcia, palca zasłaniającego obiektyw, czarnych dziur zamiast oczu, kiedy słońce jest w zenicie, bałaganu w kadrze, faceta zmieniającego majtki na plaży w tle, dziecka robiącego kupę w taki sposób, że wyszło, że wam obsrywa nogę… Emocje powodują, że wasz mózg tego nie widzi! Później oglądacie w zaciszu domowym zdjęcia i mówicie, że „coś nie wyszło”, nie udało się. Nie ma czegoś takiego, że się nie udało. Jeżeli jest nieudane, to znaczy, że wy to spieprzyliście. Po prostu 🙂 Ja nauczyłem się zwracać uwagę na te szczegóły. No, ale nawet najlepszym się zdarza 🙂 Co wtedy? Jeżeli zdjęcie wyjątkowo mi się podoba, to usuwam zbędne elementy w postprodukcji („to się wytnie”, tylko nie wszystko da się wyciąć, a przynajmniej nie łatwo), ale najczęściej kasuję zdjęcie. Nie mam czasu na retuszowanie zdjęć wakacyjnych. Poprawiam tylko kolory, kadr, kontrast, ale o tym później,
- ustawienia aparatu. To już łatwe 🙂 (użytkownicy smartfonów przechodzą do kolejnego punktu). Tryb kreatywny ‚A’ (preselekcja przysłony): f/8 lub więcej (f/11, f/16). Jeżeli kąt jest bardzo szeroki, to może być nawet f/4, czy f/2.8, aparat sam dobierze czas otwarcia migawki, chociaż ja mam ustawione, żeby był nie dłuższy niż 1/125s (unikam rozmycia). Aparat sam dobierze tzw. czułość matrycy, czyli ISO, o ile jest ustawione Auto ISO – i tutaj im mniej tym lepiej. Najlepsze obecnie aparaty mają ISO na poziomie ponad 100.000 i więcej (dla porównania iPhone Xs ma ISO 2300, a klisza fotograficzna miała ISO 100\200\400). O co chodzi z ISO? Jak ustawicie duże ISO, to aparat będzie bardzo czuły, w dużej przenośni zarejestruje więcej światła przez co nie będzie musiał ustawiać dłuższego czasu otwarcia migawki (który powoduje rozmycie ruchu), ale za to wprowadza szum. Obecne algorytmy pozwalają na wykonanie przyzwoitego zdjęcia z ISO 6400, może 12800 (mnoży się zawsze razy 2). Idealnie, gdybyście robili zdjęcia na ISO 100-400, może 800. To szeroki temat, któremu można poświęcić osobny post 😉
No, to tyle – balans bieli mam zawsze na Auto – to jest akurat parametr, który można poprawić łatwo w postprodukcji bez straty jakości (w przeciwieństwie do innych parametrów, jak ISO, przysłona, czy czas otwarcia migawki), - w smartfonie ustawienia mają mniejsze znaczenie, chyba że macie apkę, za pomocą której można to wszystko kontrolować i chcecie się w to bawić. Zatem wskazujecie palcem na to co ma być ostre i dobrze naświetlone wyłączacie oczywiście lampę błyskową i ustawiacie samowyzwalacz na tyle sekund, ile Wam zajmie dobiegnięcie do planu i przyjęcie odpowiedniej pozy 🙂
- jeżeli nie macie smartfona, to musicie ustawić ostrość na żonę\teściową (odsyłam do instrukcji, jak się ustawia ostrość, w każdym sprzęcie jest raczej inaczej), przy czym przy przysłonie f/16 możecie sobie pozwolić na ustawienie ostrości na krzaki za teściową – raczej jedno i drugie będzie ostre 🙂
- ja ustawiam samowyzwalacz na 10 sekund i biegnę na pozycję 🙂
- jak się ustawić? jest kilka szkół 🙂 Na „Janusza”, albo „na bezsensa” czyli poza nieokreślona, patrzy w obiektyw, stoi nijako, albo głupio, obejmuje pomnik, albo przytula się do muru… wrrrr…. druga szkoła, trochę lepsza, stoi tyłem i patrzy się w dal – i to czasami ma sens, tylko nie widać dokładnie twarzy – wiadomo czemu – stoi tyłem\bokiem. Kolejna poza, najlepsza, to udaje że ma robione zdjęcie z zaskoczenia – patrzy na coś bliżej nieokreślonego, może w dal, może na kogoś obok itd. osoby mogą się patrzeć na siebie, przytulać itd., co kto lubi. Trzeba opanować technikę, bo niełatwo zrobić takie zdjęcie, żeby było dobre i naturalne. Trzeba mieć albo talent, albo to wypracować robiąc mnóstwo zdjęć, oglądając je, analizując, ucząc się. Ja i moi najbliżsi też mamy sporo „januszowych” zdjęć. Ale niech to będzie nasz wspólny sekret, okay? 🙂
Zatem… koniec! Mamy to ujęcie – cudowne letnie popołudnie w Barcelonie na La Rambla z kolumną Kolumba i portem, ech… Nie, czekaj, o zgrozo! Twarz ciemna, postać ciemna, cienie do przodu, włażą w obiektyw, wszystko generalnie ciemne, tylko tło fajnie wygląda 🙁
No, tak, zdjęcie pod słońce… 🙁 Nie rób zdjęć pod słońce!!! Zawsze mi huczą w głowie słowa różnych „mentorów”. I zgadza się, zrobienie zdjęcia pod słońce skutkuje ładnym tłem i czarnymi postaciami – w sumie to tam mógł stać każdy, nie?
Co zrobić? Po zrobieniu zdjęcia to już niewiele da się zrobić – można próbować ratować w programie do obróbki grafiki – matryce aparatów coraz lepiej znoszą duże różnice światła (mają tzw. lepszą rozpiętość tonalną), a soft ma coraz lepsze algorytmy do obróbki, ale… jak to spieprzyliście, to jedyną pozytywną wiadomością jest to, że możecie planować kolejną podróż do Barcelony, żeby zrobić dobre zdjęcia 🙂
W Barcelonie przy pomniku Kolumba po południu słońce świeci od takiej strony, że żeby nie zrobić zdjęcia pod słonce, trzeba stanąć tyłem do portu (mając Kolumba z przodu) i przesunąć się w lewo. Ewentualnie stanąć tak, żeby mieć La Ramblę po lewej i patrzeć na pomnik i port z tyłu. Koniec 🙂
Zdjęcia można robić pod słońce, ale trzeba je odpowiednio rozjaśnić, żeby twarze były widoczne. Oczywiście rozjaśniacie też tło, ale można znaleźć jakiś dobry balans. Musi być uzasadnienie do robienia zdjęć pod światło (np. inaczej się nie da w danym momencie, albo macie super pomysł na artystyczne zrobienie takiego zdjęcia), jeżeli go nie ma, to robicie zdjęcie od strony światła lub z boku, twarz kierując w stronę światła (wtedy macie taką zaletę, że nie patrzycie w obiektyw, czyli nie ma „janusza” na zdjęciu), ale unikajcie pozy na „myśliciela”, czyli mocny profil – nie wygląda to dobrze.
No, zatem macie całkiem przyzwoitą fotę, zgrywacie zdjęcia do komputera (z dobrym monitorem lub matrycą, żeby wyświetlał poprawnie kolory – obecnie z laptopów poprawnie wyświetla kolory tylko MacBook i Surface) i okazuje się, że wyglądają… tak se… Słabo ogólnie. Czemu? czemu, czemu???
Jeżeli zdjęcia robicie w formacie RAW, to na pewno wyglądają słabo w komputerze, jeżeli nie macie poprawnie ustawionego profilu kolorów (czyli 99% przypadków, w tym ja – z lenistwa). Jeżeli w JPG, to mogą wyglądać lepiej. Problem w tym, że RAWy da się fajnie „obrobić” w programach do obróbki grafiki, a JPGi są bardziej oporne. Ja robię zdjęcia w RAW i później odpowiednio je modyfikuję. To czasochłonne, ale fajne. Dużo gorszą czynnością jest segregowanie zdjęć – decyzja, które usunąć, które zostawić i czemu tak dużo – bo przecież macie 3000 zdjęć z weekendu w Barcelonie, nie? Otóż nie. Robimy zdjęcia tak, żeby jak najmniej kasować. Ja robiłem zdjęcia aparatem z filmem i wtedy trzeba się było zastanowić 3 razy zanim się nacisnęło spust, ponieważ rolka filmu zwierała 24 lub 36 klatek. Ile mogłem wziąć ze sobą rolek i ile zdjęć później wywołać, nie będąc fotografem National Geographic? Trzy, cztery, może 10 – to daje maks. 360 zdjęć. I tyle zróbcie. Później będzie mniej wybierania. Serio mówię, zupełnie za darmo super tip, co? 😉
No, a jak obrabiać zdjęcia? Ech… a jak żyć? Temat rzeka 🙂
W skrócie – ma to wyglądać ładnie: wakacje to ciepłe kolory, dobry kontrast, wyraźne proste kadry. Taką obróbkę można zrobić nawet w iPhonie, w natywnej aplikacji „Zdjęcia” – wystarczy poruszyć kilka suwaczków. Ja to robię, np. w samolocie – i tak nie mam dostępu do netu, więc segreguję zdjęcia zrobione telefonem i szybko je poprawiam. Mam dużo zdjęć w iPhonie, ale w 90% panuję nad tym, co tam jest – pozostawiam ŚWIADOMIE najlepsze kadry. Kontroluję to 🙂 Ale ja to lubię – lubię obrabiać zdjęcia i wyłaniać z nich piękno. To namiastka tego, co było w świecie analogowym: pstryk! a jak wyszło, okazywało się dopiero w ciemni, albo w fotolabie. W Lightroomie (program do obróbki zdjęć, przeciwieństwo nazwy darkroom – ciemnia) mam pełen wpływ na to, jak „wywołam” dane zdjęcie, danego RAWa – na zimno, na ciepło, z mrocznym, czy ciepłym klimatem itd.
Chociaż w momencie robienia zdjęcia już wiem, co chcę uzyskać na końcu 🙂